Czym jest „press-chata”? Więzień, który w sądzie targnął się na życie, spędził w niej 51 dni

Oskarżony w procesie politycznym Sciapan Łatypau wbił sobie w gardło długopis. Chwilę wcześniej opowiedział o torturach, którym był poddawany w specjalnej celi oraz o groźbach, które służby adresowały jego ojcu, a nawet sąsiadom.

Sciapan Łatypau na muralu w Mińsku. Zdj. belsat.eu

O tym, czym jest owiana sławą „press-chata”, opowiedział Biełsatowi Michaił Żamczużny, były białoruski więzień polityczny, który niedawno wyszedł na wolność. W rozmowie zaznaczył, że poszczęściło mu się tam nie trafić, ale wie o istnieniu takich miejsc tortur od skazanych, którzy przez nie przeszli.

Białoruski więzień polityczny usiłował się zabić na sali sądowej

Press-chata” to specjalnie wyposażona cela znajdująca się przeważnie w aresztach śledczych. To tam zmusza się do zeznań przy pomocy tortur, bicia i różnych innych rodzajów stosowanej przemocy – również psychologicznej.

– Dlatego, że człowiek, który nie przyznał się do winy, jest dla organów śledczych, prokuratury i sądu potencjalnie niebezpieczny. Jeżeli się przyzna, to nie ma już żadnych szans na odwołanie zeznań. A dla śledczego każda sfabrykowana sprawa zostaje zalegalizowana. Stąd tortury, karmienie psychotropami, groźby i szantaż – mówi Żamczużny.

Z wyglądu to standardowa cela o wymiarach 6×3 lub 6×4 metry. Nie posiada okien i ma izolację dźwiękochłonną. Ściany są wyścielone gumowym pokryciem. Z więźniami „pracują” tam wyszkoleni funkcjonariusze, umiejący bić i zadawać ból, nie pozostawiając przy tym śladów.

– Nazywam ich katami – mówi o nich Żamczużny.

Dodaje, że do torturowania więźniów „zatrudnia się” też innych skazanych – kryminalistów, którzy również mają opanowane metody torturowania ofiar.

Obserwatorzy, feści i czaj. Były więzień polityczny o tym, jak przetrwać w kolonii karnej

– Cel jest jeden: przemocą psychologiczną i fizyczną wymusić na więźniu potrzebne zeznania i przyznanie się do winy. Złamać człowieka psychicznie i fizycznie i np. dać mu do podpisania czyste arkusze papieru – opowiada były skazany.

Żamczużny uściśla, że „press-chata” to nie to samo co „karna izolatka”, czyli karcer. Ta pierwsza jest specjalnie urządzona w ten sposób, „aby nie było z niej słychać hałasu i krzyków, aby można było bezpiecznie i bezkarnie torturować i męczyć więźniów”.

Na Białorusi idea niewolniczej pracy zyskała nowe życie. Wywiad z b. więźniem politycznym

Drugi były więzień, Mikałaj (proszący o niepodawanie nazwiska) również słyszał o takich pomieszczeniach. Uważa jednak, że za „press-chaty” można uznać też zwykłe cele, do których „podsadza się” kryminalistów, zmuszających ofiarę do współpracy ze śledczymi.

Matka Romana Pratasiewicza: wygląda na to, że złamali mu nos i wybili zęby

– Ale dziś mamy taki reżim, że każdą celę w białoruskich więzieniach można nazwać „press-chatą” – mówi nam Mikałaj, który przyznaje się, że z polityką nie ma nic wspólnego, a karę aresztu odsiadywał za „pospolite” wykroczenie.

Zmarł na serce czy wskutek „urazu twarzy”? Komitet Śledczy ogłasza nową przyczynę śmierci więźnia politycznego WIDEO 18+

mh, cez/belsat.eu

Wiadomości