Fejki to nie wszystko. Informacyjny terroryzm to sztuczne rozdmuchiwanie propagandowych narracji WYWIAD

Ukraina zderzyła się z machiną rosyjskiej propagandy i dezinformacji na długo przed militarną napaścią na ten kraj. Andrij Szapowałow – szef Centrum ds. Przeciwdziałania Dezinformacji przy Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy (RNBiO) – opowiada, że aby efektywnie zwalczyć rosyjskie wpływy medialne, trzeba wypracować nową terminologię i metody. Inaczej będzie to walka z nieuchwytnym widmem. 

Andrij Szapowałow pracował jako dziennikarz w Donbasie i to pozwoliło mu zrozumieć mechanizmy rosyjskiej propagandy. Zdj. Belsat.eu

Ukraina od lat zmaga się z rosyjską agresją nie tylko w sferze militarnej, ale również informacyjnej. Jakie są wasze doświadczenia w tej walce?

Walka z rosyjską propagandą i jej przezwyciężenie to dwie rzeczy. Jeżeli chodzi o proces jej zwalczania, to pracujemy przy pomocy factcheckerów, białego wywiadu itp. Jednak w tym ujęciu jest to niekończąca się walka z nieuchwytnym widmem, z abstrakcją. Każdy bowiem walczy w swoim paradygmacie. Trwa walka z fejkami, botami, propagandą, dezinformacją. To bardzo trudna kwestia, bo dotyczy ona tak wrażliwego tematu jak wolność słowa. I dlatego należy zacząć od opisania terminologii. I dlatego propagujemy pojęcie terroryzmu informacyjnego.

Czym to pojęcie różni się od pojęcia wojny informacyjnej?

– Tak jak wojna odróżnia się od terroryzmu, tak właśnie wojna informacyjna różni się od terroryzmu informacyjnego. Wojna jest wtedy, gdy dwie strony walczą w aktywnej fazie, a gdy jedna strona terroryzuje drugą i cały świat – to właśnie terroryzm. I jest to wyzwanie dla całej ludzkości, by odpowiedzieć na wpływ współczesnych technologii cyfrowych. Informacyjny terroryzm, nazywany też cyfrowym, to nie są tylko rosyjskie, „kacapskie” fejki czy narracje, tu chodzi o przypadki tysiąckrotnego zwiększenia zwykłych ataków informacyjnych dzięki współczesnym technologiom cyfrowym. I jest to kluczowy czynnik, który odróżnia działania w ramach wolności słowa od cyfrowego terroryzmu. Ludzie mają prawo do dowolnego punktu widzenia, jednak istnieje czynnik sztuczności w rozdęciu tej czy innej narracji, który tworzy fałszywe wrażenie, że jest to punkt widzenia dużej grupy ludzi.

UE nałożyła sankcje na rosyjskie „farmy trolli”

Jak powstało Centrum?

– Z inicjatywy RNBiO. Ja sam pracowałem jako szef publicznej telewizji Suspilne w obwodzie ługańskim i z racji zawodu wiele dowiedziałem się o działaniu dezinformacji. I trzeba było przyjąć podejście nietradycyjne, bo gdybyśmy szli utartymi ścieżkami, stworzylibyśmy kolejną organizację factcheckingową. A to nie było celem. Chcieliśmy zrozumieć jak walczyć z dezinformacją. Wszystkich naszych specjalistów przyuczaliśmy do zadań. Są wśród nich specjaliści prawa międzynarodowego, dyplomaci, specjaliści w sferze IT, bezpieczeństwa cyfrowego i narodowego. I obecnie doszliśmy do wniosku, że stworzymy nowy kierunek uniwersytecki „walka z dezinformacją”, która pojawi się w tym roku na ukraińskich uczelniach.

Czy opracowaliście metodologię wykrywania tych procesów?

– Tym właśnie zajmuje się nasze centrum. Tworzymy formułę ekspertyzy cyfrowej i propagujemy ją w świecie zachodnim, tak by była ona uznana i stosowana przez wszystkie kraje zachodniej koalicji. Jest ona oparta na konkretnym algorytmie i wykorzystujemy także sztuczną inteligencję.

Dzięki temu powstanie werdykt dotyczący tego czy innego zachowania w przestrzeni informacyjnej?

– Werdykt pojawi się, gdy wykryjemy sztuczność wybuchu popularności jakiegoś tematu. Czyli oprócz stwierdzenia fejkowości tej czy innej informacji, obserwujemy poziom jego rozprzestrzenienia w masach. Sam fejk nie musi mieć znaczenia. Można tworzyć ich tysiące. Jednak jeżeli one nie wyjdą na zewnątrz, to tak jakby ich nie było. Czym zajmuje się Kreml? Tworzy tysiące takich fejków, a jego cyfrowa terrorystyczna armia je uwiarygadnia i to jest właśnie przestępstwo.

Rosjanie próbują wpłynąć na Niemców spotem „Heil Zełenski”. Ale się do niego nie przyznają

Że fejki to nie wszystko, pokazuje rozdmuchiwanie w Polsce sytuacji w stylu: Ukrainiec dał…

– …Polakowi „w mordę”, lub na odwrót i zaraz sztucznie rozdmuchiwane jest to na poziom międzynarodowego konfliktu i twierdzeń, że wszyscy Ukraińcy czy Polacy są tacy sami. Zdarzają się też przeciwne przypadki, gdy np. prawdziwe wydarzenia, takie jak masakra w Buczy, nazywane są inscenizacją, fejkiem.

Wspominał pan o roli sztucznej inteligencji (AI) w wykrywaniu rosyjskich działań, a jaka jest tu rola ludzi pracujących w waszej instytucji?

– Algorytmy i AI działają jak sito. Pozwalają zobaczyć punkty zagrożenia. Oczywiście dane analizują ludzie pracujący w naszym centrum. Jednak jeżeli chodzi o rejestrowanie samego procesu „rozpędzania” narracji, to absolutnie cyfrowa historia, nawet analitycy nie są tu potrzebni. I to naszym zdaniem jest właśnie przestępstwo. I uważamy, że sponsorowanie tego cyfrowego terroryzmu musi nieść za sobą tę samą odpowiedzialność jak sponsorowanie zwykłego terroryzmu. A z jakichś powodów ten aspekt jest pomijany.

Tylko w którym momencie powinna działać odpowiedzialność? Farmami botów czy trolli posługują się też zwykłe agencje reklamowe…

– Liczy się zamysł oraz wyrządzona szkoda. Właśnie pracujemy nad taką analizą. Zajmujemy się otrzymanymi od wywiadu przechwyconymi rozmowami radiowymi rosyjskich interwentów, którzy powtarzają narrację Olgi Skabiejewej czy Władimira Sołwjowa (najbardziej znani i agresywni rosyjscy propagandyści telewizyjni – Belsat.eu). I należy stworzyć mapę  przestępstw wojennych polegających na tym, że ci ludzie zabijali Ukraińców nasłuchawszy się militarystycznej propagandowej narracji. Drugi przykład – stworzenie sztucznych grup w komunikatorach takich jak Whatsapp czy Viber, które łączy jakieś wspólne zainteresowanie. A w momencie, gdy zaczyna się atak rakietowy, tak jak np. na Kramatorsk, w takich grupach pojawiają się informacje typu: „nie bójcie się, to wszystko nieprawda, to strzelają Ukraińcy w inną stronę”. Ludzie czytają takie informacje, nie uciekają, zostają na dworcu i giną. I to są fejki. Cyfrowa ekspertyza może dowieść, że cała operacja ma aspekt sztuczności i intencjonalności. Tu pojawia się kolejne pojęcie – sieci skoordynowanego, nieautentycznego zachowania. I przy pomocy algorytmów widzimy takie sztuczne wzrosty aktywności.

Jaka jest skala waszego przedsięwzięcia?

Nasz monitoring pozwala śledzić kilka tysięcy źródeł i dawać podsumowania co pół godziny. W przypadku ujawnienia nieautentycznego zachowania włącza się alarm i podejmujemy decyzję co robić. Dokonujemy wtedy factcheckingu przy pomocy analityków. Ustalenia te idą do naszych profili na sieciach społecznościowych, komunikatorów i do mediów. Czasami przy zwalczaniu fejków używamy humoru, np. tworząc filmiki dla Tik-Toka.

Czy możecie np. dzięki swoim mechanizmom wykrywać np. koordynatorów kampanii dezinformacyjnych?

-Możemy, choć  na razie ograniczamy się do treści w językach ukraińskim, rosyjskim i angielskim. A chciałoby się też pracować z językiem hiszpańskim, suahili, japońskim, chińskim itd.

A jak widziałby pan idealny mechanizm walki i zwycięstwa np. na poziomie unijnym czy natowskim?

– Potrzebne są akty prawne i przynajmniej powołanie grupy roboczej. W takim nowym prawie należałoby wprowadzić rozróżnienie na czas wojny i pokoju. Dlatego, że w wielu krajach nie ma odpowiednich algorytmów. Dopóki dezinformatorzy nie zdadzą sobie sprawy, że ich działania są przestępcze – nigdy się nie zatrzymają.

Jak dociera do Ukraińców rosyjska propaganda? Szczególnie w Kijowie, który jest daleko od linii frontu?

Głównie przez internet. Rosjanie przede wszystkim skupiają się na konfliktach wewnętrznych. Jest wiele wrażliwych tematów – wojna, śmierć ludzi, ludzie zaginieni, gospodarka, opłaty komunalne, mobilizacja. I tu Rosjanie cały czas usiłują robić jakieś wrzutki. Są tu boty i sieci i fałszywe strony internetowe, podrobione okładki zagranicznych magazynów – francuskich, włoskich, niemieckich itp.

Po lewej przykład sfałszowanej okładki z francuskiego czasopisma Courrier International, na której prezydent Zełenski domaga się więcej pieniędzy dla Ukrainy. Po prawej oryginał.

Problem w tym, że rosyjska propaganda robi fejki znacznie szybciej, niż możemy je zdemaskować. Np. pojawia się fałszywa informacja o jakimś starciu w pobliżu odległej wsi – nam potrzeba kilku dni, żeby się rozeznać w sytuacji, a temat już żyje swoim życiem.

Z Andrijem Szapowałowem rozmawiał w Kijowie Jakub Biernat/ belsat.eu

Wiadomości