Poleciał Putin do Kima

Pierwsza od 24 lat wizyta Putina w Korei Północnej pokazuje, że Rosja nie zatrzyma się na drodze konfrontacji. Rosyjski dyktator poleciał do północnokoreańskiego satrapy po broń i amunicję, załatwiać podejrzanie interesy, ale i umacniać światowy sojusz autokratów wymierzony w ład międzynarodowy.

Zdziwić się można, kiedy z samolotu, przy lądowaniu widać pola ryżowe, małe wioseczki i pojedyncze samochody na ulicach – taki reporterski opis pierwszego wrażenia z Korei Północnej pojawił  się w portalu Wiedomosti. W rosyjskich mediach Korea Północna generalnie opisywana jest jako kraina egzotyczna, tajemnicza i jakby z innej cywilizacji. W tych opisach widać wyraźnie, że Rosjanie mają komunistyczną Koreę za kraj zapóźniony. Kiedy wczoraj Putin lądował w Pjongjangu (zwanego w Rosji nadal Phenianem), jego Iliuszyn 96 był jednym z nielicznych, które w ogóle lądują w północnokoreańskiej stolicy. Właściwie przylatują tam góra trzy samoloty dziennie. Dwa z Rosji, jeden z Chin.

Rozpoczęła się oficjalna część wizyty Putina. Ze zdjęć satelitarnych wiadomo, że w Pjongjangu przygotowywana była defilada na cześć rosyjskiego gościa. Putin będzie więc podjęty przez Kim Dzong Una z wielką pompą. Rosyjska propaganda z pewnością obrazkami z iście cesarskiej gościny zniweluje kiepskie przecież wrażenie, że Putin jedzie do biednego, zamkniętego i niewielkiego kraju po prośbie. Bo faktycznie rosyjski satrapa pojechał do północnokoreańskiego dyktatora prosić o wiele rzeczy. Pozornie wydaje się to dla lidera Rosji upokarzające. Tyle, że próg tego, co jest upokorzeniem, dawno został już przez kremlowskie władze przekroczony i dziś w imię konfrontacji z Zachodem i sukcesu w wojnie Putin jest gotów szukać wsparcia nawet w krajach, do których Moskwa miała dotąd co najmniej lekceważące i protekcjonalne podejście.

Rakiety, amunicja i kryptowaluty

We wrześniu ubiegłego roku Kim Dzong Un odwiedził Rosję. Był podejmowany z wielkimi honorami. Putin zabrał go m.in. na kosmodrom Wostocznyj, czy do zakładów Suchoja w Komsomolsku nad Amurem. Po tamtej wizycie mówiło się o znaczącym zbliżeniu Rosji i Korei Północnej. O sekretnych umowach współpracy zbrojeniowej i technologicznej, m.in. transferze rosyjskich technologii rakietowych i satelitarnych do Korei. Przede wszystkim jednak o porozumieniu w sprawie dostaw północnokoreańskiego uzbrojenia i amunicji do Rosji. Po tamtej wizycie amerykański i południowokoreański wywiad raportował o wzmożonym ruchu kolejowym i morskim między Koreą Płn i Rosją. Choć prawdopodobnie dostawy amunicji miały miejsce już wcześniej. Według raportów Seulu do Rosji do lutego tego roku mogło trafić niemal 7 tys. kontenerów z ponad 3 mln sztuk amunicji 152 mm i 122 mm.  I rzeczywiście na froncie na Ukrainie Rosjanie zaczęli strzelać północnokoreańską amunicją.

Wsparcie wojny na Ukrainie i „fundamentalna” umowa o współpracy. Czym zakończyło się spotkanie Putina z Kim Dzong Unem?

Korea Północna posiada gigantyczne zasoby amunicji. Produkowanej i magazynowanej od siedmiu dekad na ogromną skalę. Miały (i nadal mają) służyć w ofensywie na Koreę Południową. Cała ta amunicja jest wyprodukowana według radzieckich standardów 152 mm, 122 mm, czy czołgowej starszych typów 115 mm i 100 mm.  Nie mówiąc o milionach sztuk innych typów amunicji. Wszystkie oparte są o radzieckie i chińske (czyli też eks-radzieckie) technologie z lat 50., 60. i 70. A więc pasują do większości używanych dziś przez Rosję na froncie systemów artyleryjskich i pancernych. Mało tego – Korea Płn ma całkiem pokaźny arsenał przestarzałych już czołgów T-62 i T-54, które Rosjanie zaczynają już wyciągać ze swoich składowisk, remontować i wysyłać na wojnę. KRLD może dać części zamienne, albo wręcz całe czołgi i inne uzbrojenie.

Rosyjscy żołnierze skarżą się, że koreańska amunicja jest bardzo kiepskiej jakości. Często co trzeci pocisk jest niewybuchem, albo wręcz groźny dla artylerzystów. To efekt kiepskiej jakości, masowej produkcji, ale i przeterminowanych materiałów wybuchowych. Mimo to, dla rosyjskiego dowództwa, które stara się zasypać Ukraińców lawiną pocisków, koreańskie dostawy są cenne.

Północnokoreański dyktator dostał samochód w prezencie od Putina

Koreańczycy z Północy zaczęli dostarczać Rosji również swoje systemy rakietowe. Na początku roku pocisk balistyczny Hwasong -11 (Kn 23) uderzył na Charków. Od początku roku do lutego Rosjanie dwanaście razy używali KN-23. To już nie przestarzała rakieta z lat 60., ale stosunkowo nowe dzieło północnokoreańskiej inżynierii, wprowadzone kilka lat temu do służby i oparte częściowo o technologię rosyjskiego pocisku Iskander-M. Dla Moskwy w wykorzystaniu dostaw z Korei Płn istotne jest to, że utrzymując nadal zdolności do masowych uderzeń na ukraińskie miasta i na froncie, obniżają ich koszty. Pozwalają wysyłać nową, rosyjską produkcję amunicyjną i rakietową do rezerwy i magazynów w ramach przygotowań do konfrontacji z NATO, a przeciw Ukrainie używać przestarzałych i prostszych rodzajów amunicji od Kima. Ten schemat jest po prostu tańszy. Bo Rosja amunicję dostaje za wysyłaną do Korei Płn żywność, a prawdopodobnie i za niektóre technologie zbrojeniowe i satelitarne, czy produkcję przemysłową i surowce.

Seul alarmuje, że północnokoreański przemysł zbrojeniowy działa na pełnych obrotach

Putin nie dla kurtuazji zabrał ze sobą nowego ministra obrony Andrieja Biełousowa do Pjongjangu. Biełousow, jako menedżer, który ma zreformować system dostaw dla rosyjskiej armii i przygotować ją na długotrwałą konfrontację nie tylko z Ukrainą, ale i z NATO, będzie miał za zadanie „wmontować” północnokoreańską ofertę zbrojeniową w plany modernizacji rosyjskich sił zbrojnych. I wreszcie Putin może rozmawiać o sprawach, które raczej nigdy nie znajdą się w oficjalnej agendzie spotkania z Kim Dzong Unem. Czyli np. o wymianie doświadczeń w nielegalnych schematach prania pieniędzy, działaniach hakerskich i omijania sankcji, wykradania technologii. We wszystkich tych dziedzinach Korea Płn odcięta od świata i samoizolująca się ma ogromne doświadczenie. Mimo, że w państwie tym nie ma swobodnego dostępu do sieci, to północnokoreańscy hakerzy pracujący dla Kima, są jednymi z najgroźniejszych na świecie. Są też dobrzy w wykradaniu i obrocie kryptowalutami. To wszystko są cenne doświadczenia dla Rosjan i koordynacja tego typu działań między reżimami z pewnością nastąpi i stanie się kolejnym wyzwaniem dla świata.

Rozegrać Kima

Prezydencki samolot Putina leciał do Pjongjangu nieco dłuższą drogą. Zamiast najkrótszą, nad Chinami, poleciał tylko nad terytorium Rosji i Korei Płn. Nie wiadomo czy chodziło o jakieś względy czysto techniczne lub kwestie bezpieczeństwa. Przy okazji jednak Władimir Putin wykonał (być może intencjonalnie) pewien gest wobec Chin. Bo gdzie, jak gdzie, ale właśnie w Pekinie wizyta Putina u Kima może niekoniecznie się podobać. Chiny traktują Koreę Płn jako swoją bezwzględną strefę wpływów. Są głównym sponsorem reżimu Kima. Nie tylko w wymiarze gospodarczym, ale i politycznym. Pekin niewątpliwie wykorzystuje agresywny reżim Kim Dzong Una (podobnie, jak to robił z jego ojcem i dziadkiem), do naciskania na Koreę Południową, Japonię, a przede wszystkim USA. Same Chiny grają rolę arbitra studzącego północnokoreańskie zapędy. Oczywiście dynastia Kimów, a zwłaszcza Kim Dzong Un, nie chcą grać wobec Chin roli, jaką wobec Rosji pełni Łukaszenka. Nie uważają się za wasala i nie są wasalem Pekinu. Z perspektywy Pjongjangu nowy, silny sojusznik, Rosja, będzie równoważył wpływy chińskie.

Putin w Korei Północnej: Rosja walczy z hegemonią USA

Zwłaszcza, że Moskwa dziś jest zdesperowana i  skłonna do bardziej ryzykownej i brutalnej polityki wobec Zachodu, niż Chiny. Pekin zresztą może w swojej rozgrywce wykorzystywać zarówno Putina, jak i Kima. Trójkę sojuszników łączy wspólny model ustrojowy: państwo autorytarne, a nawet totalitarne (w przypadku Korei Płn bez wątpienia). Łączy też cel, jakim jest wypchnięcie wpływów amerykańskich z Europy i Azji oraz osłabienie wpływów i jedności Zachodu.

Zacieśniająca się dzięki wizycie Putina u Kima współpraca północnokoreańsko-rosyjska może niepokoić wszystkich azjatyckich sąsiadów od Chin po Koreę Południową i Japonię oraz naturalnie USA.

Korea jednak nad Dnieprem

Putin nie czuje wstydu, kiedy maszeruje w towarzystwie groteskowego Kima wśród machających rosyjskimi flagami północnokoreańskich dzieci. Nie czuje, bo w gruncie rzeczy łączy go z Kimem wspólne myślenie o świecie i chęć wysadzenia światowego porządku. Być może bardziej zaszokowani sojuszem z dalekowschodnią satrapią są dziennikarze z kremlowskich mediów liberalnej mimo wszystko Moskwy.

Jednak i oni muszą się przyzwyczajać. Na początek zapewne częściej będą odwiedzać najbardziej zamknięte państwo świata. Już powstała rosyjsko-północnokoreańska agencja turystyczna „Intur Wschód”. Chwali się, że na wycieczki do państwa Kima pojechało już 400 Rosjan. Wkrótce w rosyjskich mediach propagandowych pojawią się materiały wychwalające państwo Kima. W końcu panuje w nim wzorowy porządek, a sąsiedzi się go boją.

Rosja. Jak na narty, to tylko do Korei Północnej

Michał Kacewicz/belsat.eu

Wiadomości