Niebezpieczne lektury: książkowe fascynacje i fantazje Putina

Antoni
Styrczula
dziennikarz, publicysta

Pokaż mi swoje książki, a powiem ci kim jesteś – nasz prywatny księgozbiór mówi wiele o nas samych. Ulubioną zaś książką Putina jest dosyć kiepsko napisana powieść Michaiła Jurijewa „Trzecie imperium. Rosja, która musi być”.

Tak przynajmniej wynika z artykułu zamieszczonego w 2016 roku w amerykańskim tygodniku Newsweek pt. „Domowe przyzwyczajenia współczesnego dyktatora”. Książka, wydana w 2007 roku, antycypuje agresję Putina na Ukrainę oraz pokazuje jego imperialne zapędy. Jeśli wierzyć dziennikarzowi Newsweeka, jest ona lekturą obowiązkową samego Putina i ludzi w jego otoczeniu.

Kilka słów o autorze. Wydawnictwo, w opisie, odżegnuje się od zarzutów, że jest on kolejnym pisarzem science fiction czy niespełnionym jasnowidzem. Przedstawia go jako: męża stanu, poważnego, kompetentnego, wiceprzewodniczącego Dumy Państwowej. Zamyka tym samym usta krytykom, że mógł ją napisać ktoś niespełna rozumu albo fantasta bujający w obłokach. Nic podobnego, to poważna figura, która wie co pisze.

Białoruska noblistka Swiatłana Aleksijewicz: „To nie Putin mnie teraz zaskakuje, ale rosyjski naród”

Fabuła tej wielopoziomowej utopi tylko na pozór wydaje się oderwana od rzeczywistości. Przedstawia Rosję i świat w 2053 roku. W wyniku wojen globalnych na mapie świata pozostało tylko 5 supermocarstw: Imperium Rosyjskie, Federacja Amerykańska, Islamski Kalifat, Chiny oraz Indie. W Moskwie zaś rządzi tyran opierający się na oprycznikach – dominującej kaście wojskowych.

Jak doszło do tych zmian? Zaczęło się od kryzysu na Ukrainie, który wybuchł po tym, jak władze w Kijowie zdecydowały się przyłączyć do NATO i UE. Przeciwko temu zaprotestowali rebelianci na południu Ukrainy oraz w Doniecku i Ługańsku. Rebeliantów poparła Rosja i wysłała im na pomoc 80 tys. żołnierzy, którzy „wyzwolili” ziemie od Charkowa, Doniecka aż po Odessę.

Po kilku latach od udanej aneksji części Ukrainy, Rosja wypowiedziała wszystkie umowy oraz wystąpiła ze wszystkich organizacji międzynarodowych. Z ONZ na czele. Następnie rozpętała wojnę z NATO i USA, którą wygrała zmuszając Stany Zjednoczone do strategicznej izolacji. Większość państw europejskich poddała się i przyłączyła do Imperium Rosyjskiego. Na placu boju zostały niedobitki zdecydowane walczyć do końca: Wielka Brytania, Irlandia, Polska, Turcja oraz środkowo-zachodnia Ukraina.

Liczby jak za Stalina: 93 proc. uczestników „referendum” na Zaporożu ma chcieć wejścia do Rosji

Nad utopią Jurijewa można byłoby przejść do porządku dziennego i skwitować ją słowami – co za bzdury – gdyby nie fakt, że spora jej część zrealizowała się w rzeczywistości. Przynajmniej do momentu rosyjskiej agresji na Ukrainę. Można wręcz odnieść wrażenie, że ten fragment posłużył Putinowi za scenariusz do wypowiedzenia prawdziwej wojny.

Ale w rzeczywistości jest inaczej niż w książce. NATO solidarnie wspiera militarnie i politycznie Ukrainę. Rosja, a nie USA, stała się politycznym pariasem, na którego nałożono srogie sankcje i zmuszono do strategicznej izolacji. Rosyjska armia dostaje baty od ukraińskich obrońców, a tysiące młodych Rosjan próbuje uciec z kraju czym się tylko da, by uniknąć poboru do wojska. Otoczenie Putina podobno chodzi cały dzień pijane bo straciło już dawno kontrolę nad tzw. operacją specjalną.

I w tym momencie, można byłoby skorygować opis postaci przedstawionej przez Jurijewa, Rosją faktycznie rządzi tyran, ale opierający się nie na oprycznikach, ale zapijaczonych famulusach, co już niejednokrotnie pokazała Maria Zacharowa, rzeczniczka prasowa rosyjskiego MSZ. Tak się kończą utopie i wszelkie sny o potędze.

Antoni Styrczula dla belsat.eu

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Więcej materiałów