Opublikowany wczoraj przez białoruskie władze projekt zmian w konstytucji w studiu Biełsatu skomentował Anatol Labiedźka, były lider Zjednoczonej Partii Obywatelskiej, a obecnie przedstawiciel Swiatłany Cichanouskiej ds. współpracy parlamentarnej i reformy konstytucyjnej.
Gdyby podczas zbliżającego się referendum konstytucyjnego Białorusini mieli prawdziwą możliwość wyboru, nigdy by nie zagłosowali na proponowany przez Alaksandra Łukaszenkę projekt zmian w konstytucji, „dlatego, że to kompletny absurd” – twierdzi opozycjonista.
– Wszystko dla klanu, wszystko dla swojego otoczenia. Dla ludzie nie ma tam praktycznie nic, poza wydatkami i dekoracjami. Nawet delegaci tak zwanego ogólnobiałoruskiego zgromadzenia narodowego to tylko krzesła na scenie, bo realną władzę mają w rękach jedynie ludzie wyznaczeni przez Łukaszenkę – uważa Anatol Labiedźka.
Według niego nadanie ogólnobiałoruskiemu zgromadzeniu narodowemu rangi „najwyższego organu władzy ustawodawczej” to tylko próba rozbudowy biurokratycznego systemu władzy.
– Mieliśmy już dwuizbowy parlament, chociaż fejkowy. A teraz dobudują jeszcze trzecie piętro, a takiej konstrukcji nie ma nigdzie. Dlatego, że funkcje rozdzielone pomiędzy Izbę Reprezentantów, Radę Republiki i Ogólnobiałoruskie Zgromadzenie Narodowe w normalnych państwach wykonuje parlament. Dlatego trzypiętrowy quasi parlament to jedynie wynalazek, którym Łukaszenka mami ludzi – tłumaczy Labiedźka.
Opozycjonista uważa, że projekt zmian konstytucyjnych nie zawiera rozwiązań przekazania władzy, bo powstał po to, by Łukaszenka mógł utrzymać się jak najdłużej.
– Myślę, że Łukaszenka ma taki plan na transfer władzy: dożyć do dziewięćdziesiątki, a potem na lawecie działa wyciągniętego z Muzeum Wielkiej Wojny zostać odwiezionym do miejsca spoczynku. I żeby tam pierwszy wieniec złożył drugi prezydent Białorusi – Mikałaj Łukaszenka.
Labiedźka jest przekonany, że zapis o ograniczeniu prezydentury do dwóch kadencji oznacza w praktyce władzę Łukaszenki do 2035 roku.
– Tak, w projekcie jest mowa o dwóch kadencjach prezydentury. Może kogoś to ucieszy. Ale w praktyce oznacza to, że Łukaszenka anuluje sobie wcześniejsze kadencje. To oznacza, że chce siedzieć na fotelu prezydenta do 2025 roku, a potem dostać prawną możliwość rządzenia jeszcze dwa razy. Do 2035 roku. Taką prerspektywę maluje przed nami Łukaszenka i jego świta pod przykrywką reformy konstytucyjnej – podkreśla Labiedźka.
Przedstawiciel Swiatłany Cichanouskiej zwraca uwagę na fakt, że w projekcie zmian nie ma zapisu o neutralności Białorusi. Według niego to „prezent dla Kremla”, dający mu możliwość rozmieszczenia na Białorusi broni jądrowej.
– To nic innego, jak kiść bananów dla Kremla i Putina, który był głównym inicjatorem i inwestorem tej reformy konstytucyjnej. Dla Putina ważne było, by Łukaszenka zdecydował się na ten krok, by w oczach Kremla odnowić legitymizację Łukaszenki – stwierdził opozycjonista.
Według Labiedźki, w projekcie reformy konstytucyjnej zawarte zostały wszystkie lęki i fobie Łukaszenki.
– Ale mnie bawi ten tekst. Bo poza oburzeniem, nie może nic u ludzi wywołać. I zainteresowanie nim jest malutkie, bo konstytucja od dawna na Białorusi nie działała. A przez ostatnie lata na Białorusi nie działa żaden jej artykuł – podsumowuje opozycjonista.
zk,pj/belsat.eu