Rosyjska TV o Tusku: diler trawy, polityczna prostytutka i kukiełka Zachodu

Rosyjski państwowy Pierwyj Kanał poświęcił prawie godzinny program premierowi Donaldowi Tuskowi. Polskim politykiem zajęła się była rosyjska agentka w USA, a obecnie deputowana Dumy Państwowej Maria Butina. Cykl pod tytułem „Kukiełki spadkobiercy Tutti” utrzymany jest w półżartobliwym tonie i w każdym odcinku omawiana jest jedna postać „globalnej mafii” rządzącej światem.

Program Marii Butiny demaskuje „spisek globalistów” przeciwko Rosji. Zdj. 1 Kanał

Polskiemu politykowi we wstępie wypomniano i występ w programie „Szansa na sukces”, porażkę w konkursie wąchaczy tabaki, jak i słynnego „dziadka w Wehrmachcie”, który miał „dobrowolnie wstąpić w szeregi faszystów”. Potem przedstawiono krótki opis polsko-polskich sporów ze wskazaniem, że Donald Tusk z niegdyś umiarkowanego wobec Rosji polityka stał się „jastrzębiem”. Naturalnie pod wpływem USA. Premier jest przez Marię Butinę nazywany „doświadczonym majordomusem” – to średniowieczne słowo oznaczało głównego zarządcę domu możnowładcy. A więc w domyśle jedynie namiestnika kogoś ważniejszego, kto tak naprawdę rządzi Polską.

Była rosyjska szpieg skupiła się w pierwszej części programu na wypowiedzi Tuska na temat szpiegowskich zagrożeń dla Polski ze strony Rosji i Białorusi. I jak na zawołanie w programie pojawił się też osobiście sam zbiegły na Białoruś były sędzia Tomasz Szmydt.

– Tusk też był w szoku, ale zebrał się w sobie, by ujawnić imię tego człowieka, który przyniósł im tyle kłopotów – ironizowała dalej Butina, by po chwili połączyć się ze zbiegłym sędzią.

Tournée Tomasza Szmydta w łukaszenkowskich i kremlowskich mediach

Tomasz Szmidt pytany o powód swojego wyjazdu na Białoruś po raz kolejny powołał się na zagrożenie dla życia ze strony „totalitarnego reżimu, który rządzi Polską”.

W programie „Kukiełki spadkobiercy Tutti” nie mogło zabraknąć byłego sędziego Tomasza Szmydta. Zdj. 1 Kanał

Potem rozmówca Butiny przeszedł do charakterystyki Donalda Tuska, którą miał sformować na podstawie rozmów ze znajomymi „z wysokich politycznych kręgów”.

– Część z nich widziało w nim zagrożenie. Nie wygląda na to, żeby on był samodzielnym politykiem. Mówiąc w skrócie, on może znajdować się w rękach jakichś służb. BND – niemieckich specsłużb – powiedział.

Dalej Szmydt stwierdził, że „przeszkadzał” premierowi Tuskowi oraz PiSowi. Mówił też o reformie systemu sędziowskiego ministra Zbigniewa Ziobry, która doprowadziła do „bałaganu” i mianowania „politycznych” sędziów.

Potem w studiu zaczęła się „dyskusja” z zaproszonymi gośćmi. Nikołaj Starikow, przedstawiony jako autor książki „Kronika rusofobii”, stwierdził, że przychodząc do władzy Donald Tusk chciał za jednym zamachem zbić cztery polityczne cele. Po pierwsze, oskarżając zaangażowanego w reformę sądownictwa Szmydta (reformę, którą zdaniem Starikowa miała uniezależnić je od Brukseli), polski premier chciał uderzyć w poprzedni rząd. Po drugie, odwrócić reformę „w interesie” Brukseli, bo „zajmował się nią jakiś szpieg”.

– On stwarza kłamliwe wrażenie jakiegoś rosyjskiego zagrożenia i chce w ten sposób wybudować nową Linię Maginota, nazywaną „Linią Tuska” – dodał.

Kolejnym celem premiera miała być chęć wpisywania się w działania zachodnich elit szukających wszędzie rosyjskiego zagrożenia.

Butina tymczasem (znowu ironizując) stwierdziła, że wobec tego rzekomego szpiegowskiego białoruskiego i rosyjskiego zagrożenia, Tusk zdecydował się wybudować „ścianę” na granicy. Nie po to jednak, by zatrzymać szpiegów z Rosji i Białorusi, ale by uniemożliwić opuszczenie kraju takim osobom, jak Szmydt.

Szmydt chce białoruskiego obywatelstwa. Ale rezygnować z polskiego nie zamierza

Iwan Skorikow, szef katedry Ukrainy w Instytucie Krajów WNP w nieco chaotycznej wypowiedzi połączył Tuska, jego przewodnictwo w UE, budowę „Tarczy Wschód” za „ogromne pieniążki”, Ukrainę i banderowców. Stwierdził, że były sędzia nie pojechał do Szwecji czy Szwajcarii, bo z racji tego, że Tusk zajmował kiedyś wysokie stanowisko w UE, mógłby zostać wydalony do Polski. Wtórowała mu Butina, która stwierdziła, że „tam nie ma wolności” i zakazano wszystkich „alternatywnych punktów widzenia”. W rosyjskiej propagandzie te alternatywne punkty widzenia to przede wszystkim okazywanie poparcia polityce Władimira Putina.

– I to dowód, że oni przeciwko nam prowadzą prawdziwą wojnę – podkreślił.

Tymczasem Dmitrij Oficerow-Bielski, specjalista ds. Polski z Instytutu Gospodarki Światowej i Stosunków Międzynarodowych Rosyjskiej Akademii Nauk – najprawdopodobniej opierając się na rosyjskich doświadczeniach w tym zakresie – zasugerował, że pieniądze przeznaczone na „Tarczę Wschód” zostaną rozkradzione.

W Rosji trwa teraz akcja aresztowania generałów, którym zarzuca się przyjmowanie ogromnych łapówek za przekręty przy prowadzeniu wojny z Ukrainą, a mechanizmy wyprowadzania pieniędzy z państwowego budżetu do prywatnych kieszeni są znane każdemu nawet średnio zorientowanemu Rosjaninowi.

Dalej o polskim premierze wypowiadał się znany skądinąd były korespondent w Polsce Leonid Swirydow, wydalony z kraju pod zarzutem szpiegostwa, który niegdyś robił wywiad z Donaldem Tuskiem. Analizował przemianę polskiego polityka w kontekście sankcji wobec Rosji. Stwierdził, że w 2008 polityk miał „błyszczeć ze szczęścia”, idąc na wizytę na Kreml.

Czego rosyjskie media nie napisały o pośle Braunie. Polska w rosyjskiej propagandzie

Butina, powołując się na wyrwaną z kontekstu wypowiedź Tuska w programie „Szansa na sukces” z 1996 roku, w którym mówił, że w Gdańsku zajmuje się śpiewaniem kolęd, stwierdził, że człowiek, który w wieku 30 lat deklarował, że nic nie robi „teraz, chce rządzić światem”.

Politolog Jurij Bondarenko, przedstawiany jako człowiek znający Tuska, stwierdził, że jest to człowiek nijaki, padło też określenie „tuskłyj” – czyli po rosyjsku „mętny”. Swirydow tymczasem nazwał bez ogródek szefa polskiego rządu „polityczną prostytutką”.

Kolejny ekspert Roman Usiużanin, przedstawiony jako poligrafolog – „weryfikator kłamstwa i prawdy” – stwierdził, że polski polityk w młodości handlował narkotykami.

– On był bezrobotny […] To znany fakt, że w Gdańsku, jeśli chcieliście najlepszej trawy – szliście do Tuska. On mówił, „ja się niczym nie zajmuję”. Dlaczego? Był dilerem.

Potem padły dalsze „fakty” na temat pochodzenia premiera, że jest Kaszubem – a zatem – Niemcem i ma niepolskie nazwisko.

– Sprawa w tym, że Tusk nie do końca jest Polakiem. Kaszubi to Słowianie bliscy Polakom, zniemczeni protestanci. Niemcy w czasie II wojny światowej nie uważali Kaszubów za Polaków i zabierali ich do Wehrmachtu i w ten sposób do Wehrmachtu trafił dziadek Tuska, za co Tusk musiał się usprawiedliwiać. I ten niemiecki składnik – babka Niemka, ojciec półniemiec – Kaszub i stąd bierze się ta mania wielkości – stwierdził Wadim Truchaczew, dziennikarz i wykładowca uniwersytecki.

Uczestnik programu powiedział też, że Tusk, inaczej niż Jarosław Kaczyński, chce budować z Niemcami „nową wspaniałą Europę” i razem „ukarać Rosję” – o czym podobno myślał marszałek Józef Piłsudski, planując „sojusz z Hitlerem”.

Wspomniany Nikołaj Starikow tymczasem określił polskiego polityka mianem osoby, którą „pewne siły” – wciągnęły w politykę, postawiły na czele polskiego rządu i Rady UE.

– Tusk to sługa globalistów, jego zadaniem jest robić, co mu mówią  – podkreślił. – Rusofobia Tuska to rusofobia jego panów – dodał gość programu.

Ostatecznie jednak dyskutanci podzielili się co do tego, czy Tusk jest „genetycznym rusofobem”, czy „chorągiewką na wietrze”. Butina argumentowała, że w antykomunistycznej opozycji działał już od 13. roku życia, inni przekrzykiwali ją, że jednak nie ma własnych opinii i jest ofiarą mód i stąd wynika jego niechęć do Rosji.

„Oszukany naród” – łukaszenkowska propaganda współczuje Polakom żyjącym w „dyktaturze”

W swojej drugiej części program zamienił się w szczególny rodzaj analizy tego, co się dzieje w Polsce. Białoruski politolog i propagandysta Wadzim Hihin oskarżył Polskę o stworzenie kasty mundurowych, którzy wyznając ideologię faszystowską, zabijają uchodźców na granicy. Mówił to przedstawiciel propagandy państwa, które w 2020 roku dało carte blanche swoim funkcjonariuszom na torturowanie i zabijanie opozycjonistów.

– Tworząc tę szaloną układankę: pożyczyli od jednych, od drugich, tym obiecali, tamtym obiecali, tu zapomnieli, tam zmienili, a w rezultacie zamiast efektywnego rządzenia i suwerennego kraju, o którym tak marzą Polacy, zrobił się cyrk. A na czele tego wszystkiego nieustanny konflikt Tuska i Dudy, którzy nie mogą się dogadać i prowadzą publiczne sprzeczki. Ci, którzy nimi sterują (pamiętacie amerykańską teorię zarządzania kryzysem), są w stanie stworzyć takie potwory, których świat nie widział – podsumowała prowadząca.

Trzeba przyznać, że rosyjska propaganda bez trudu znajduje tematy dla atakowania i krytykowania Polski. Umiejętnie też wykorzystuje podziały polityczne i światopoglądowe w kraju – cytując wzajemne oskarżenia polityków. Pomaga im też fakt istnienia niezależnych od władzy mediów, które czasem przesadnie nagłaśniają afery i skandale polityków znajdujących się po innej stronie barykady. Nietrudno z tego zlepić propagandowy pakiet, jaki zaprezentowała na antenie rosyjskiej państwowej TV Maria Butina.

Polska „hieną Europy”

W mijającym tygodniu portal wojskowego kanału TV Zwiezda uraczył czytelników obszerną analizą polskich spraw pt. „Podział Ukrainy po polsku, czyli jak bezinteresowny jest sojusz Warszawy i Kijowa”. We wstępie autor materiału stwierdza, że Winston Churchill miał całkowitą rację, nazywając Polskę „hieną Europy”. Słowa wypowiedziane przez brytyjskiego polityka w reakcji na zajęcie w 1938 r. czeskiego Zaolzia przez II RP często powracają w rosyjskiej publicystyce.

– Od tego czasu nic się zasadniczo nie zmieniło – dodał.

Aleksandr Chramczichin stwierdził w swoim artykule, że Polska od wieków pragnie stworzenia państwa od „morza do morza”:

– Jednocześnie w kraju, niemal na poziomie genetycznym, nadal istnieje chęć historycznej zemsty. Ponadto panuje skrajna wrogość wobec Rosji i Niemiec. Dlatego Polska pozostaje jednym z nielicznych krajów europejskich, w którym nawet na co dzień dominuje duch militarny, a wojskowy potencjał nie jest redukowany, ale zwiększany – podkreślił.

Autor artykułu analizuje w swoim tekście głównie właśnie zwiększanie militarnego potencjału Polski, pomijając oczywiście fakt, że został on wywołany bezpośrednio rosyjską agresją na Ukrainę. W jego ocenie fakt, że Polacy się zbroją jest przede wszystkim wywołany „rusofobią i geopolitycznymi ambicjami”.

„Rozsądny” głos z Polski: wygrana Rosji w wojnie z Ukrainą zapewni stabilny pokój w regionie. Przegląd propagandy

Naturalnie nie zabrakło motywu polskich rzekomych dążeń do odebrania części ziem Ukrainie, co jego zdaniem niedawno niemal doprowadziło do załamania stosunków Warszawy z Kijowem.

– Formalnie było to spowodowane dostawami ukraińskiego zboża do Polski po cenach dumpingowych, co rujnowało miejscowych rolników. Jednak w rzeczywistości przyczyny nieporozumień są znacznie głębsze. Ale to właśnie z powodu problemu zboża wybuchła niemal zwierzęca historyczna wzajemna nienawiść między obydwoma krajami i narodami, której symbolem jest „rzeź wołyńska”. Okazało się także, że pragnienie Warszawy odzyskania swoich południowo-wschodnich terenów, które obecnie są na północnym-zachodzie Ukrainy, nie przeminęło – stwierdził.

Wbrew oczywistym faktom dodał również, że „kwestia wysłania polskich wojsk do zachodnich obwodów Ukrainy była dyskutowana niemal od początku konfliktu”.

– Im dalej, tym bardziej prawdopodobna wydaje się realizacja tego scenariusza. Najpierw jednak będą musieli uporać się ze statusem takiej operacji wojskowej.

I dalej snuł wizje, że wojska polskie mogą zostać wysłane na Ukrainę „pod pretekstem ochrony ludności w jej zachodniej części”. Miałoby się to stać jedynie po formalnym zawiadomieniu Kijowa i doprowadzić do „odzyskania tych terytoriów najpierw de facto, a potem ewentualnie de iure”.

– Teoretycznie Moskwa może spokojnie przyjąć takie „salto” (jest mało prawdopodobne, abyśmy rościli sobie pretensje do ziem zachodniej Ukrainy z jej bardziej niż specyficzną ludnością). Dla Kijowa może to jednak oznaczać wojnę na dwóch frontach, której Ukraina raczej nie będzie w stanie wytrzymać. I nie jest jasne, przed kim będzie musiała skapitulować – podkreślił autor.

W innym wariancie Polska miałaby dla tego celu stworzyć „koalicję chętnych” i jej przewodzić. Taki alians zdaniem publicysty Zwiezdy miałby automatycznie stać się „głównym przedmiotem działań reagowania Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej”

– Wtedy stanie się jasne, w jakim stopniu honorowi panowie są gotowi przelać krew, aby odebrać Kresy Wschodnie. A jaką cenę jest gotowa za to zapłacić Warszawa? – podsumowywał.

Motyw rzekomej aneksji zachodnich ziem Ukrainy powraca regularnie w rosyjskich mediach i nie ma się temu co dziwić, bo regularnie wspomina o tym Władimir Putin i jego przyboczni. Światopogląd rosyjskich elit jest swoistą mieszanką cynicznych kłamstw, które powtarzają tak długo, aż one zaczynają szczerze w nie wierzyć. A treści rosyjskich propagandowych media są ich w prostej linii odbiciem. Zgodnie z zasadą to, co powiedział Putin, staje się automatycznie niepodważalnym faktem.

Putin: tylko Rosja może obronić Ukrainę przed….Polską. Rosyjska propaganda o Polsce

Jakub Biernat/ belsat.eu

Wiadomości